Kliknij tutaj --> ⚾ opowiadania o hanie i piotrze
Raczej chodzi o coś więcej. U podłoża pytania Piotra leżeć może niekoniecznie zawiść, obawa czy Jan nie będzie „miał lepiej” – to nie echo niedawnego sporu wśród uczniów o pierwszeństwo. Porównanie się z Janem może zrodziło się w Piotrze ze zdziwienia, niepewności co do własnej osoby, zwątpienia w siebie.
Więc Święty Piotr dzwoni do dyżurnych anielic, odpowiedzialnych za sprawdzanie dziewictwa. Prosi o zbadanie aplikantki. W trakcie badań Komisja Anielska oprócz siedmiu drobnych wgnieceń nie dopatrzyła się uszkodzenia błony. Wniosek o uznanie dziewictwa przeszedł jednogłośnie. Święty Piotr sięga po książkę rejestracyjną i pióro.
Opowiadania o Hanie i Piotrze poniedziałek, 16 maja 2016. KIEDYŚ PRZYJDZIE TEN DZIEŃ CZ. 18 - ZŁE SAMOPOCZUCIE HANY HANA OD KILKU DNI SIĘ ŹLE SIĘ CZUJĘ
Mieszczka - bo tak o niej mówiono - zakochała się w Piotrze. Wtenczas do Oświęcimia przybyli Cyganie. Pewnej nocy Dorota, za namową służącej, poszła do obozowiska Cyganów i poprosiła o miksturę, która pomogłaby jej w zdobyciu miłości Piotra. Opłaciwszy Cygankę o imieniu Riksa, wróciła do miasta.
niedziela, 27 grudnia 2015. Hej, mam na imię Dominika. Jestem wielką fanką "Na sygnale", dlatego będę tu pisać opowiadania o Martynie i Piotrku z naszego ulubionego serialu. Mam nadzieję, że będą wam sie podobały a pierwsze opowiadanie już niedługo!
Site De Rencontre Quel Pseudo Choisir. Opowiadania o Hanie i Piotrze nr 12 Impreza u Latoszków - Piotr pójdziemy w sobotę Witka i Leny ? - Kochanie po pierwsze po co ? A po drugie masz złamaną nogę . - Lenka urządza imprezę . - A z jakiej to okazji ? - Dowiesz się w sobotę. Proszę chodźmy. Przecież mieszkamy na przeciwko siebie. - Póki mi nic nie powiesz to nigdzie się nie wybieramy . - Piotrek , ale ja nic nie mogę ci powiedzieć. Słyszałeś o czyśm takim jak tajemnica lekarska ? - Wiem co to jest . Mnie też ona obowiązuje. - Piotr proszę . - zrobiła maślane oczy . - Dobra. Ale z kim zostawimy dziewczynki? - Mogę na sobotę wieczór po prosić opiekunkę , która opiekuje się Elisabeth , gdy jestem w Pracy . - Dobra zgoda . Ale zbytnio nie masz się ruszać . Dwa dni później była już sobota . Wieczorem Hana szykowała się pół godziny. - Kochanie pospiesz się. - Kochanie akurat z jedną nogą jest wszystko robię dwa razy wolniej . Po chwili Piotr zapukał do drzwi mieszkania Leny. Otworzyła im Lena . - Cześć Hana i Piotr. - Cześć. Trzymaj to dla was . - podał jej butelką z winem. - Wchodźcie. Hana jak noga ? - Troszeczkę jeszcze boli. A jak ty jak się czujesz? - Dobrze. Pilnuje się. - To dobrze. Weszli do środka. W salonie był Witek , Wiktoria , Przemek , Stefan , Wójcik i Agata. - Cześć - Przywitała się Hana siadając między Wiktorią a Darkiem. - Hana jak noga ? - spytała Wika . - Myślę , że dobrze . - Ktoś mi może powiedzieć o co tu chodzi? - spytał Witek . - Lena , a ty nic mu nie powiedziałaś ? - Czego kochanie? - Jestem w ciąży. - Gratuluję - usłyszeli głos Darka . - Hana to ty o tym wiedziałaś? - spytał Witek. - Witek przykro mi ale tajemnica lekarska. Zresztą Lena miała o tym ci powiedzieć. - No tak . - Hana noga boli cię dalej .- spytał Piotr. - Jak tam noga Hana. Pacjentki o ciebie się pytają . - No troszkę boli. - A ty miałaś siedzieć w domu.? - spytała Wiki . - Wiktoria przecież mogę Lenę odwiedzić .Jakbyś nie zauważyła jesteśmy sąsiadkami. Impreza trwała do trzeciej . Potem wszyscy rozeszli się do swoich domów. Hana i Piotr zasnęli w tuleni w siebie.
Witam wszystkich, Postanowiłam, że i ja sprubuję swoich sił i napisze opowiadania o Hanie i Piotrze. Mam nadzieje, że wam się spodobają. Początek opowiadania może być podobny do jednego z forum, ponieważ kiedyś pisałam tam ale nie skończyłam. Zachęcam do czytania!:) Część I"Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie jak przeżyć" Jonathan Carroll Minęło około 2 miesiące odkąd Hana straciła Piotra,poroniła oraz od tajemniczego porwania był najgorszy okres w jej wiedziała jak sobie poradzi bez niego, bez ich wspólnych wieczorów, spacerów a szczególnie nocy. Jedno było pewne musiała być silna. Przecież już nie raz pokazywała innym, że jest silną i twardą kobietą. Ale czy da się być silną mimo tych wszystkich przeciwności losu? /pewnego dnia w gabinecie lekarskim/ -Piotr dzięki za ta operacje sama nie dałabym rady. - oznajmiła Wiktoria -Nie ma sprawy Wiki. Jak to się mówi czego się nie robi dla przyjaciół. -To może wrócisz do nas? -Co? -No do szpitala, przecież Treter napewno znajdzie dla ciebie miejsce. -Niestety ale wyjeżdżam do Krakowa z Tosią. -Czyli już postanowiłeś? -Tak. To postanowione! -Powinieneś rozejrzeć się wnikliwie wokół siebie. -O co ci znowu chodzi. Wyjeżdżam po mam córkę i chce się nią jest w tym coś złego? -Nie ale może ktoś potrzebuje ciebie tutaj! -Daj mi już spokój. Ja już zdecydowałem. -Faceci. - powiedziała Wiki ale Piotr już chyba jej nie usłyszał Gdy szedł po szpitalnym korytarzu przypomniał sobie, że Wójcik miał do niego sprawe. Szybko wyryszył na ginekologie, mając nadzieje, że jej tam nie spotka. Po chwili był już na oddziale i zobaczył, że Wójcik rozmawia nie z kim innym jak z Haną .Postanowił poczekać. -Hana nie możesz wrócić jeszcze do pracy,niedawno miałaś wypadek,poroniłaś - nie dowierzał gdy to usłyszał. Jak to Hana poroniła a ja nic nie wiedziałem. A może to nie było moje dziecko. Z tą myślą opuścił oddział i poszedł na dwór ochłonąć. Myślał nad tym wszystkim co mu się ostatnio przydarzyło i nie wiedział co ma zrobić. Postanowił zaryzykować i poszedł do Hany. -Przepraszam ale ja nie jestem dzisiaj w pracy! - powiedziała Hana i gdy tylko zobaczyła Piotra od razu miała ochotę wyjść. Już miała opuścić pomieszczenie gdy on zadał jej bardzo ważne pytanie. -Czy to było moje dziecko? Przez chwile stała i patrzyła na niego,gdy po chwili zaczęła aby ta chwila trwała na nagle ona oderwała się od niego i tylko że wsiadła do wierzył,w to . Dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie im. Chciał pojechać do Hany ale stwierdził, że jest zbyt zmęczony i zrobi to jutro. Z tą myślą pojechał do oglądając wiadomości uświadomił sobie że musi o nią walczyć. Przecież mieli mieć dziecko, mogliby być przerwać swoje przemyślenia, ponieważ nagle w wiadomościach pokazali tragiczny kobieta jadąc samochodem doznała bardzo poważnego kierowca jadący z naprzeciwka specjalnie wjechał w samochód razie nie ustalono kto to od razu się zorientował że to może być się praktycznie zgadzało ale jedno go zastanawiało kto mógłby jej to zastanawiając się dłużej pojechał do do niego wszedł od razu domyślił się że to ona,ponieważ na korytarzu siedział już zaniepokojony razu do niego podszedł i zapytał się czy to zza drzwi wyszła wiki i powiedziała ze Hana jest stabilna ale bardzo słaba, za chwilę miała odzyskać od razu do niej poszedł i czuwał przy niej całą Piotr poprosił go aby poszedł się chwili wachania zgodził to Piotr siedział przy Hanie trzymając ja za Hana zaczęła się budzić. -Gdzie ja jestem? -Spokojnie Hana jestem przy wypadek ale wszystko jest w pożądku. -Piotr ja przepraszam. -Hana to ja ciebie było mnie wtedy kiedy mnie potrzebowałaś. -Nie masz za co mi. -Myślałem że jesteś z Jamsem i dlatego się nie odzywałem. -Piotr Jamesa nie było i nie ma. -Hana wszystko od początku? -Piotr........Tyle tylko zdąrzyła powiedzieć bo ........ Trochę krótkie wyszło ale następne będzie dłuższe góry przepraszam za wszystkie prawdopodobnie jutro wieczorem.
"Bądź blisko. Bądź, kiedy światło me gaśnie, kiedy krew szemrze, a nerwy kłują i mrowią; bądź blisko mnie, kiedy (...) czas, szaleniec, miota kurzem i życiem, i furią płomienia". Skonany dyżurem Marek przekręcił klucz w zamku. Ani na chwilę nie mógł przestać myśleć o Agacie. Wszedł do domu w kompletną ciszę i ciemność. Zirytowało go to natychmiast, ponieważ zwykle o tej porze jego syn powinien wstawać do szkoły. Bałagan, jaki panował w mieszkaniu przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Ciuchy syna porozrzucane po całym przedpokoju, na kuchennym stole pełno okruchów i resztek jedzenia, a w zlewie stos brudnych naczyń. - Radek! Szkoła! - wrzasnął w przestrzeń, w ogóle już nad sobą nie panując. Wymacał kontakt na ścianie i spróbował zapalić światło, niestety żarówka nadal była przepalona. Wściekłość narastała w lekarzu jak szykujący się do eksplozji wulkan. - Cholera jasna, miałeś wymienić żarówkę! Prosiłem cię o to już trzy razy! Ale rzecz jasna brakło czasu! Tak zresztą jak na posprzątanie tego chlewu, który zrobiłeś z mieszkania! Szlag mnie zaraz trafi! Szybko ruszył w stronę pokoju nastolatka, niemal natychmiast potykając się na jego butach. Gdyby w ostatniej chwili nie chwycił się ściany, runąłby jak długi. Szala goryczy została mocno przeważona. - Krzywdę ci zrobię, gówniarzu! - Tata, to nie jest tak jak myślisz - rozczochrany i zaspany chłopak wyszedł z pokoju, w ostatniej chwili powstrzymując ojca pędzącego na niego jak taran. - Wiesz co ja myślę? Że wychowaliśmy cię na cholernego egoistę. Ale jesteś dorosły i mimo wszystko wydawało mi się - rozsądny. Miałem nadzieję, że rozumiesz, jak mi teraz jest ciężko. Marsz do szkoły, nie chcę cię teraz tu widzieć. A jeśli masz jakieś inne plany, to jeszcze dzisiaj wracasz do matki. - Frustrat - rzucił chłopak z gniewem w oczach. - Żeby ci chociaż raz na mnie tak zależało jak na niej. Lekarz nie zareagował. Skończywszy tyradę ruszył do sypialni, widowiskowo trzaskając za sobą drzwiami. Kiedy kładł się do łóżka, usłyszał ciche pukanie. - Czego nie zrozumiałeś? - powiedział zmęczonym tonem, otwierając. W drzwiach stała drobna niebieskooka blondynka. - Ten bałagan i wszystko to moja wina. Chciałam przeprosić i wytłumaczyć - wyciągnęła rękę do lekarza. - Martyna, przyjaciółka Radka. Zszokowany kardiolog usiadł na łóżku, blady jak papier. - A żeby wszystko było jasne i żeby kardiolog nie dostał przypadkiem ataku serca powiem - uśmiechnięty nastolatek wkroczył do akcji. - Że choć to może wydać się nieprawdopodobne, nie przeleciałem Martyny, mimo że spędziła u nas noc. - Chłopie, wyrażaj się jakoś przy kobiecie i o kobiecie... - Marek czuł, że zaraz straci rozum. - Mogłem przecież powiedzieć, że jej nie puknąłem - obruszył się chłopak. - Twojemu tacie chodzi o to, że nie poszedłeś ze mną do łóżka. - Kłamstwo, poszedłem, tylko że spałem w nogach. Po co kusić los i pomagać przeznaczeniu? - Zwariuję - jęknął lekarz w desperacji. - Dziecko - zwrócił się do Martyny. - Zrób mi kawy z łaski swojej, a ty - powiedz mi wreszcie, o co tu w ogóle chodzi. - To ja powiem - dziewczyna usiadła obok Marka. - Bo to w gruncie rzeczy jest bardzo proste do wytłumaczenia. Dla wszystkich, tylko nie dla mnie. Ale trzeba pokonywać słabości. - A ja na wszelki wypadek zostanę - Radek usiadł obok ojca z drugiej strony. - Gdyby tatusiowi wróciła chęć eksplozji. Przez kilka sekund Martyna wyraźnie zbierała się na odwagę. - Woli pan wersję pełną czy streszczenie? - spojrzała na Marka mądrymi oczami. - Prawdziwą, jest taki wybór? - To będzie streszczenie. Bo podobno słowa są źródłem nieporozumień, więc im mniej, tym większa szansa na przyjaźń między nami. Odchrząknęła. - Mój ojciec jest alkoholikiem, co już sporo wyjaśnia. Problem polega na tym, że matka go kryje i udaje, że wszystko jest okej, żeby go nie wywalili z pracy. Jest w tym jakaś logika, ale również oczywista dla wszystkich poza mną. I zwykle ja też udaję, że to, co się dzieje w domu, mnie nie bierze. Ale każdemu zdarza się popełnić błąd, to ludzkie. No i ja taki jeden popełniłam wczoraj. Wtrąciłam się między nich, bo ojciec zrobił sobie z matki worek treningowy, nie pierwszy zresztą raz. Sąsiedzi niczego jak zwykle nie słyszeli, a i ja nie wezwałam policji, bo to nic nie daje, kończy się na upomnieniu ojca i nie składaniu zeznań przez matkę, ewentualnie wycofaniu oskarżenia. Ale to była dygresja. Puenta? Dostałam w oko i wywalił mnie z domu. Niestety odziedziczyłam po nim upór, więc ani on nie chciał mnie wpuścić z powrotem, ani ja wrócić. No i z rozpędu zadzwoniłam do Radka. Uznałam, że mogę. Miał u mnie dług, gdyby nie ja, ostatnio oblałby matmę, a wtedy podobno pan by go zabił, bo do matury zostało niewiele czasu. Przyjechał po mnie i zamiast pomóc mu sprzątać, przez pół nocy użalałam się nad sobą. A potem poszliśmy spać, każde na swoją podusię. Więcej grzechów nie popełniłam. Przynajmniej wczoraj. Marek siedział na łóżku w kompletnym osłupieniu. Nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć dziewczynie. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to że jest niesamowicie silna, dzielna i inteligentna. Ale czuł, że w to by nie uwierzyła. Spojrzał na zapuchnięte oko Martyny. - Przyłożyłem jej lód. Inaczej byłoby jeszcze gorzej - raportował syn. Zadzwoniła komórka lekarza. - Cześć Idalia... Co się dzieje? Co ty mówisz! Wspaniała wiadomość, bądź przy niej. Niedługo przyjadę, mam jeszcze coś do zrobienia. Przez chwilę słuchał słów rozmówczyni. - Muszę ci podziękować, bo miałaś rację... Nie, nic, może później ci wytłumaczę. Ech, gdybyś wiedziała, jak bardzo przydałaby mi się teraz twoja przysługa... Porozmawiamy, do zobaczenia! Ciepłym wzrokiem popatrzył prosto w oczy syna. - Cofam egoistę, jestem z ciebie dumny. - Cofam frustrata. Jeśli odpuścisz dzisiaj szkołę, obiecuję, że posprzątamy, słowo honoru, a jak skończymy, ugotujemy dla niej rosół. - I powiemy, że to od pana, kobiety lubią takie rzeczy, a Radek wszystko mi tej nocy opowiedział - wtrąciła Martyna. - Chciałabym, żeby mnie kiedyś ktoś tak pokochał. Szczęściara z tej Agaty. Mężczyzna uśmiechnął się mimo woli. - Jedna mądra kobieta mi ostatnio powiedziała, że darowane komuś dobro powraca. Ty zrobiłeś dobro, a dla mnie wróciła Agata. To teraz chyba moja kolej. Odpuszczam wam szkołę, ale żeby mi to było ostatni raz! - Słowo honoru! - wykrzyknęli młodzi jednocześnie. Ostatecznie podejmując decyzję, Piotr zapukał w drzwi gabinetu. - Proszę - usłyszał oficjalny ton żony. - Nie przeszkadzam? Spojrzała na niego obojętnie. - Nie, następną pacjentkę mam dopiero za dwadzieścia minut. Słucham, czego potrzebujesz? - Chciałbym, żebyś skonsultowała mi kobietę, zanim poskładam jej rękę. Trzydziesty siódmy tydzień, a ją wzięło na wspinaczki po drabinie, jesteś w stanie w to uwierzyć? W ogóle kobieta jest jakaś dziwna. Jej rodzina jeszcze bardziej. Lepiej ode mnie znasz się na ludziach, może coś z tego zrozumiesz. USG jamy brzusznej w porządku, niby skurcze też niespecjalnie występują, ale lepiej dmuchać na zimne. Poza tym to trochę pretekst, nie umiem ci wyjaśnić, na czym dokładnie polega problem, ale coś tam jest wyraźnie nie tak, do tego stopnia, że martwiłbym się o dziecko. - Zbadam ją, jasne. W tych pozostałych kwestiach też zrobię co w mojej mocy, ale to pewnie zwykły stres, wypadek tuż przed porodem, nieodpowiedzialność, konsekwencje, sam rozumiesz - ginekolog wstała. Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia, ale chirurg zastąpił jej drogę, delikatnie biorąc kobietę w ramiona. - A przede wszystkim chciałbym, żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham i nie chcę się już więcej z tobą kłócić o takie bezsensowne rzeczy. Przepraszam, nawet jeśli nadal do końca nie rozumiem, o co ci chodzi, skoro to dla ciebie ważne, postaram się informować cię o swoich planach, zanim podejmę ostateczną decyzję, nawet, kiedy wyda mi się to nieistotne. Hana mocno wtuliła się w męża. Ulga natychmiast poprawiła jej nastrój, wywołując uśmiech na twarzy, przywracając spokój. - Nie umiem się na ciebie długo gniewać, przecież wiesz - czule pocałowała go w usta. - I nigdy nie myśl, że przeszkadza mi czas, który poświęcasz Tośce. Przeciwnie - przeszkadzałoby mi, gdyby nie istniała w twoim życiu. Odsunęła go na odległość ramienia. - Cieszę się, że nie wyjedziemy skłóceni. Ale mimo to uważam, że dobrze nam zrobi urlop osobno. Chcę za tobą zatęsknić, Piotr. - Wiem, wiem, może po części masz rację. Ale co, jeśli ja już za tobą tęsknię? - Kończ z tą pacjentką, jedź do domu, wymęcz nam dziecko na powietrzu tak, żeby padło o dwudziestej, a ja wieczorem postaram się coś na to zaradzić. Myślę, że umiem to zrobić - włożyła palce w jego włosy, po raz kolejny szukając tak dobrze znanych ust. Piotr, nigdzie się nie spiesząc, odwzajemnił pocałunek. - Panie doktorze, pacjentka czeka - Hana usiłowała uspokoić oddech. - Chwilę poczeka, aktualnie do pani doktor jest długa kolejka. Służba zdrowia to wieczne kolejki. - Daj spokój, wariacie, tu chodzi o dziecko, idziemy ją zbadać. - A ja myślę, że tu chodzi o zdecydowanie kogoś innego, cudownego i niepowtarzalnego, kto jest dla mnie najważniejszy na świecie, nawet kiedy na chwilę o tym zapominam. I obejmując roześmianą żonę ramieniem, tanecznym krokiem poprowadził ją do drzwi.
Hana i Piotr rozdział 1 opowiadanie 5 Wypadek Hany Minęło dwa mięsiące od piewszego dyżuru Hany. Dalej mieszkała w hotelu. Przemek uznał ją jako rezydentkę. Pewnego dnia Hana szła do pracy , gdy nagle wjechało w nią auto. - Boże Święty ! Hana ! - krzyknął Wiki biegnij po nosze do ratowników. - powiedział Przemek jak zauważył wychodzącą z hotelu Wiki. Wiki poszła po nosze i szybko zabrali Hanę na tomografię. Okazało się , że muszą natychmiast operować. - Co znią? - spytał Przemek. - Trzeba ją operować. - Dobra ja idę szykować się do operacji . - Przemek ty jesteś rozstrzęsiony ja ci nie pozwolę operować. - Ale to moja siostra. - Przemek ty musisz krew dać , bo waszej grupy krwii nie mamy jej zbyt dużo . Przemek poszedł oddać krew dla swojej siostry. Później poszedł do Darka. - Cześć Darek. - Cześć Przemek. Wiesz , gdzie jest Hana? - Wiki , Falkowicz , Sambor i Rafał operują ją . - Jak to operują ją? - Samochód potrącił ją .- powiedział Przemek ze łzami w oczach. Przemek poszedł pod blok operacyjny , gdzie go znalazła Ola. - Kochanie , gdzie Hana ? Co się stało ? - Operują ją . Została potrącona przez samochód. Ola nie odezwała się i przytuliła się do ukochanego. Współczuła mu , Hana jest jej przyjaciółką. Po siedmiu godzinach wyszła Wiki . - Wiki co z Haną? - Żyje , ale jest w śpiączce. - Ale się wybudzi. - Przemek nie będę Ci tłumaczyć , ale dobrze wiesz , że trzeba czekać . - Możemy do niej wejść ? - Tak .- powiedziała Wiki widząc zmartwioną minę . - Jej stan jest ciężki , ale stabilny. Przemek już nie słyszał tylko poszedł na OIOM. Zaczął do niej mówić . - Kochanie jesteś zmęczony idź się połóż. - Nie zostawię jej. Ona jest moją siostrą. - Wiem, ale ona jest moją przyjaciółką. Też nie chcę zostawić . Dzwoniłam do rodziców , aby Ci zajeli Franią przez kilka dni. - No , właśnie rodzice ! Muszę do nich zadzwonić. - Do czyich rodziców? - Do Hany rodziców. Przemek zadzwonił do rodziców Hany . Przez następne trzy dni stan Hany po prawił się nie co. A Przemek z Olą siedzieli obok niej. - Hana wróć do nas . - powiedział Przemek. - Kochanie jesteś zmęczony .Od trzech dni tu siedzisz. Nie chcę abyś po padł w anemię. Proszę Cię idź się połóż do hotelu. - Kochanie ja chcę przy niej zostać . - Przemek proszę . - Ola zrobiła słodkie oczka .- zostanę przy niej .Zadzwonię jak coś się zmieni . - okej. - Wreszcie - usłyszeli głos Wiki . Przemek jednak jej nie zauważył , bo zaczął tracić przytomność . Wiki w ostatniej chwili go złapała i położyła go na łóżku obok łóżka Hany . - Wiki co się stało ? - spytał Przemek , który próbował usiąść , ale Wiki utrudniła mu to . - Leż. Straciłeś przytomność. - Ale nic mi nie jest . - Przemek co się stało? - spytała Hana. - Hana. - mimo zakazów Wiki wstał i się do niej przytulił. - Miałaś wypadek ktoś Cię potrącił. - Ola jak się czujesz ? - Dobrze. Przeciwieństwie do Przemka , który miał leżeć . - Koniec tych pogaduszek. Przemek z powrotem na łóżko . A ja muszę Hanę zbadać . - Ale ja się czuję wyśmienicie .Dlaczego mam leżeć na OIOMie? - A pójdziesz grzecznie z pielęgniarką na internę? - Pójdę. Po chwili przyszła pielęgniarka i zabrała go na internę . - Hana czujesz to ? - aaa !!! Zimne !!! - Dobrze reakcja na bodźce jest prawidłowa. - Co się stało , że Przemek zemdlał? - Siedział tu od trzech dni przy tobie. Boli Cię coś ? - Trochę brzuch . - Nic dziwnego . Przeszłaś dosyć ciężką operację. A teraz odpoczywaj. Wiki wyszła z sali Hany , a Ola z Haną rozmawiały przez kilka minut. Później Ola poszła na chwilę do Przemka i sama poszła do hotelu odpocznąć.
W parku nie było nikogo, oprócz pijaka śpiącego na ławce. Widocznie, nikt nie lubił sobie pospacerować późnym wieczorem tak jak oni. Poszli koło fontanny, było bardzo romantycznie. Im obu udzielił się ten nastrój. Lampy idealnie oświetlały drogę, a jednocześnie wprowadzały aurę tajemniczości i blasku. - Piotr! Zobacz jak tu romantycznie. Ty wiesz, że ja nigdy wcześniej chyba nie miałam okazji tu być? Nie wiem, jak to możliwe, ale tak jakoś wyszło. To dziwne ... - powiedziała Hana, tuląc się do mężczyzny swojego życia, którego wreszcie miała przy sobie. - Nigdy?! Dużo cię ominęło, kochanie. - powiedział, całując Hanę w polik. - Chodźmy, jeżeli chcesz się jeszcze załapać na jakiś film. Chyba, że ... - nie zdążył dokończyć, ponieważ kobieta przerwała. - Może odpuścimy sobie jednak to kino i tu zostaniemy? - zapytała. - Ha, wiedziałem. Widzisz? Znam cię lepiej niż myślisz. - stwierdził przytulając się do niego. - Masz rację. - powiedziała i oboje zaczęli się radośnie śmiać. Podobało im się to. Nawet bardzo, ten cały nastrój i uczucie mu towarzyszące. Piotr stwierdził, że może nie zdążył powiedzieć o swoim planie Lenie i Przemkowi, tak jak obiecał. Może to i lepiej, nie powinni mieć mu tego za złe. Wszystko było idealne, do tego, aby właśnie teraz to zrobić, powiedzieć. Będzie pierwszą i ostatnią kobietą, która to od niego usłyszy. Chciał się jej oświadczyć ... Nosił pierścionek w kieszeni już od dłuższego czasu, wiedział, że to nastąpi. Prędzej czy później. Macając kieszeń sprawdził, czy pierścionek nadal tam jest. Gdy upewnił się, że jest na miejscu, zaczął, nie wyjmując jeszcze pięknego pierścienia z kieszeni. - Hana? - zaczął wstawać. - Tak? Coś się stało? - odpowiedziała. Nie wiedziała o co chodzi, myślała, że może jej powie, o tym, o czym rozmawiali, wtedy z Piotrem, gdy oboje poprosili ją o wyjście. Mężczyzna zaczął się pomału przybliżać, schylając się. Jeszcze nie domyślała się o co chodzi. Myślała, że może chce ją przytulić, ale tu chodziło zupełnie o coś innego. Było tak miło. Już prawie wszystko się zaczęło, gdy nagle usłyszeli jakiś cichy płacz. Piotr natychmiast zerwał się na równe nogi, Hana zaczęła się rozglądać. Oboje nie wiedzieli o co chodzi i kto płacze. - Piotr! To jest płacz dziecka, słyszysz?! Dziecka! - zaczęła panikować Hana. - Uspokój się, już! Idziemy poszukać, skąd dobiega ten hałas! - krzyknął i pociągnął ukochaną za rękę. - Ok, tylko szybko! Nie wiadomo co się stało! - krzyknęła. Dziecka płakało cały czas. Szukanie go, zajęło im niecałe pięć minut. Było schowane głęboko w krzakach, przykryte czymś na kształt koca. Od razu widać było, że jest przemarznięte. - Hana! Znalazłem go! - krzyknął Piotr. Hana od razu zmieniła kierunek i podbiegła do ukochanego. To był chłopiec. Biedny, mały, bezbronny chłopiec. Miał może około dwa latka, i był cały zalany łzami. Maleństwo. - Piotr! Boże! Dalej, wyciągaj go. Tylko ostrożnie. Uważaj, może ma coś złamane! - wykrzyczała Hana. Włączył się w niej instynkt matczyny, Piotr od razu to zauważył. I wiedział, że ta kobieta będzie idealną mamą. W przyszłości, może nawet nie tak dalekiej. Mężczyzna delikatnie wyciągnął chłopca. Ten nie stawiał oporów, chciał po prostu, być bezpieczny. Piotr z Haną podbiegli z nim do najbliższej ławki i postawili chłopca. Cały się trząsł z zimna. - Cześć. Nie bój się. Jak masz na imię? - zapytał chłopca mężczyzna. - Kuba. - powiedział mały, piskliwym głosikiem. - Piotr! Nie czas na takie gadanie. Zobacz jak on się trzęsie! Zabieramy go do domu. - powiedziała Hana, biorąc małego na ręce. Pójdziesz z nami, tak? Wykąpiesz się w ciepłej wodzie, zjesz jedzonko, przebierzemy cię i pójdziesz spać, a jutro porozmawiamy. - powiedziała Hana, najpotulniej, jak tylko umiała. - Zwariowałaś? Nie możemy wziąć go tak po prostu do domu! - powiedział. - A niby co mamy zrobić. Piotr spójrz na niego! Nie ma dyskusji! Chodźmy. - powiedziała. Piotr posłuchał Hanę, szli szybko do domu, widzieli, że Kubie jest bardzo zimno. Spieszyli się i dojście zajęło im tylko krótką chwilę. Chwilę potem byli już przed drzwiami.
opowiadania o hanie i piotrze